poniedziałek, 30 lipca 2012

To już 10 lat

Zaczęło się dawno temu, w roku 2002. Z własnej inicjatywy próbowałem z złomu mosiężnego i brązu  sprzączkę. W tym czasie nie interesowało mnie czy rodzaj jest dawny czy nie, ważna była technologia. Pierwsze próby były nieudane, wybuchały, miały wagę różnych wad. Kilka razy wybuchał mi tygiel, bowiem mosiądz gwałtownie paruje w temp około 1060 stopni, czy jakoś tak. Zupełnie nie zajmowałem się pomiarem temperatur, bo jednakowoż w średniowieczu odlewnicy też nie mieli aparatury do pomiaru. Jakiejkolwiek chciałem robić na oko, tak jak w dawnych wiekach.
I zbudowałem pierwszy piec, szamot i glina, taki sam lecz trochę zmodernizowany stosuję do dzisiaj.
Tygiel na początku szamotowy, teraz stalowy wyłożony masą ogniotrwałą, ale w szamotowym też czasem coś odlewam, tylko są wybitnie kruche t lubią się rozlecieć. Piec opalałem na początku tylko węglem drzewnym, dziś koksem i węglem drzewnym, który jest bezkonkurencyjny, pomimo swej ceny i szybkiego znikaniaJ
Nadmuch elektryczny, nie mam miejsca na miech i pomocnika lub ucznia, który by cały czas pufał i dmuchał.
Odlewam ze złomu, mam go nieco zapas na kilka ładnych lat. Jest to głównie mosiądz i brąz i kompletnie mi nie przeszkadza mieszanie go, z tym, że większość daję mosiądzu, bo jego mam najwięcej i chcę równomiernie go zużywać. Co do historyczności takich odlewów to mówię, że odlewam z stopów miedzi, bo tak jak w średniowieczu nikt nie kupował w Hutmenie ściśle określonego składem surowca w kąskach tak i ja dzisiaj leję, z czego popadnie.
Po pewnym czasie doskonaliłem całą technikę, ale nie chodzi o piece oporowe lub inne cuda próżniowe, tylko umiejętności. Żeby patrząc na stal wiedział, kiedy go rafinować, kiedy lać, jak lać, z jaką prędkością, jak przygotowywać formy, jaka wilgotność, i takie tam inne cuda. Cała nauka trwała parę lat, i dzisiaj się jeszcze uczę, potrafię aktualnie odlewać coraz mniejsze detale, co jest dla mnie niebywałym sukcesem. Niekiedy się jeszcze zdarza, że mam partię gdzie 80 procent odlewów jest do ponownego przetopienia, czyli buble, a czasami to 100% dobre, wówczas skaczę jak dziecko i cieszę się jak maluch z lizaka. Cały czas traktuję to, jako naukę, pasję i w związku z tym nie zdołam zapewnić 100% dostępność każdych moich wzorów, ale nie jest to moim celem i nie przejmuję się tym. Dalsza obróbka to już 100% technika, no może oprócz pilnika i skrobaka ale bez Dremel a i calej masy ściernic, filców i frezów to było by trudno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.